Ilość i liczba

Na blogu o kulturystyce języka nie może zabraknąć tekstu o wyrazach ilość i liczba i rozróżnieniu między nimi. Często słychać zarzuty, że ktoś nie odróżnia ilości od liczby, z rozmaitych narzekań i porad możemy się dowiedzieć, że mylimy jeden wyraz z drugim, nie rozróżniamy ich, co wynika z nieznajomości ich znaczenia, że oba wyrazy są używane zamiennie, że ilość wypiera liczbę, a wszystko to, oczywiście, daje się zaobserwować ostatnio i zdarza się coraz częściej, tak że już dopuszczono wymienność użycia obu wyrazów w normie potocznej. Warto się tym twierdzeniom przyjrzeć. Ponieważ temat jest poważny, notka będzie, niestety, dość długa. Dla niecierpliwych na dole wersja tl;dr.

O co konkretnie chodzi?

Jak skarżyła się kiedyś strona internetowa „Polityki”,

zasada jest prosta i powszechnie znana, a jednak zdarza się (nie tylko dziennikarzom, posłuchajcie choćby polityków) używać „ilości” i „liczby” zamiennie. Ilość odnosi się przy tym do rzeczy niepoliczalnych, liczba – do policzalnych.

Przede wszystkim, oczywiście nie są używane zamiennie, bo liczba ma kilka znaczeń i w niektórych z nich chyba nikomu by nie przyszło do głowy zastępować jej ilością. Raczej nie chodzi też o zastępowanie ilości liczbą — jak to określił autor bloga Język – literatura – edukacja: „zastanawiające, że w odwrotną stronę nikt się nie myli”. Może i ten problem uda się nam oświecić (i czy na pewno nikt?). Sprawdźmy w Wielkim słowniku poprawnej polszczyzny PWN pod hasłami liczba:

2.zwykle blm «suma takich samych albo podobnych jednostek, rzeczy, zdarzeń»: Niewielka liczba samochodów. Liczba uczniów w klasie. Spadek liczby wypadków drogowych. · W tym zn. dopuszczalne jest wymienne używanie rzeczowników liczba i ilość, zwłaszcza jeśli chodzi o duże wielkości. Np.: Liczba a. ilość samochodów w mieście gwałtownie rośnie.

i ilość:

1. «miara tego, co może być mierzone lub ważone» □ I. czegoś: Ilość mąki. Ilość mleka. Zużyto wielkie ilości betonu i cementu. 2.pot. «miara tego, co może być liczone»: Ilość, lepiej: liczba, wybudowanych domów. Ilość, lepiej: liczba, dzieci.

Znów mamy nonsens o wymiennym używaniu, ale widać, że chodzi o używanie ilości zamiast liczby w znaczeniu miary tego, co może być liczone. Poza tym słownik już dopuszcza w normie potocznej ilość dzieci czy wybudowanych domów, choć lepiej pisać lub mówić o ich liczbie.

„Już”, bo w starszym Słowniku poprawnej polszczyzny PWN pod redakcją Witolda Doroszewskiego, wydanym po raz pierwszy w 1973 r., pod hasłem ilość czytamy:

«miara, wielkość tego, co może być mierzone lub ważone (nie: liczone)»: Ilość wody, mąki, cukru. Ważna jest jakość nie ilość. niepoprawne w zn. «liczba», np. Ilość (zamiast: liczba) mieszkańców osiedla rośnie z roku na rok.

Tu zakaz, do którego odwołuje się „Polityka” i inni zaniepokojeni stanem języka, jest jasno wyrażony. Skoro sprawa jest tak prosta, a podział wyraźny, dlaczego przepis jest tak nagminnie łamany, że trzeba było w końcu poluzować normę? Czy zawsze Polacy mieli z tym problemy, czy może wszystko zaczęło im się mylić w ostatnich latach (w ramach schodzenia języka na psy)? Sięgnijmy dalej wstecz.

Historia

Z dużą pomocą przyszedł mi artykuł Zenona Leszczyńskiego Czy tępić ilość? w „Języku Polskim” (LXVI, 1986, s. 231—242), do którego będę sie tu odwoływał. Sprawa wygląda mniej więcej tak:

Liczba jest bardzo dawnym wyrazem, którego znaczenie też już bardzo dawno skonkretyzowało się z ‘czynności liczenia, rachowania’ w m.in. ‘to, za pomocą czego liczymy’ i ‘to, co jest wynikiem liczenia’. Te znaczenia utrzymują się do dzisiaj, a nas interesuje to drugie.

Ilość na dobre pojawiła się w języku w drugiej połowie XVIII wieku, początkowo w podręcznikach matematyki, ale szybko zaczęto jej używać poza nimi, i to również w znaczeniu liczby. Przykładem może być wydana w latach 1781—1783 Nauka artyleryi w trzech tomach J. Jakubowskiego, w której znajdziemy m.in.:

ilość funtów (I 118); od ilości armat (I 369); liczba armat stósówać się powinna do ilości tych strzelnic (II 385); ilość piechoty (II 390); Ilość mostołodziów (II 473); Centnary niesą wszędzie iednakowe, ale różnią się podług różnego ustanowiénia różnych miast i kraiów, a to nietylko co do ilości ale też i co do wielkóści funtów (III 288); Od ilości ostrzów świdry nazywaią się Czworosiekami, pięciosiekami. i. t. d. (III 289)

Ilość jest w słowniku Lindego z początku XIX w. (tom I część II r. 1808), zdefiniowana jako ‘iakość względem liczności, wielkości’, czyli z uwzględnieniem tego, co się liczy. W późniejszym słowniku „wileńskim” (1861) zdefiniowano ją jako ‘wielość, obfitość, część, doza’, a wśród przykładów znajdują się również policzalne: „Zebrał znaczną ilość żołnierzy”, „Przysłał mi bydła w takiej ilości, jak w roku zeszłym”. Oczywiście, liczba cały czas była używana, dlatego w wielu tekstach z początków występowania ilości da się zauważyć podział na liczbę z policzalnymi i ilość z resztą (niepoliczalnymi albo jednymi i drugimi — wszak nie zawsze się da albo jest potrzeba to dzielić). Popularność ilości jednak w XIX w. rosła i coraz częściej używano jej w odniesieniu do rzeczy policzalnych. Można to użycie znaleźć u znanych pisarzy:

…dwa razy większa nad zwykłą ilość koni… (Kraszewski, Brühl)

Wiedziano, jakie są komendy, jaka gdzie liczba żołnierza, jaka ilość dział… (Sienkiewicz, Krzyżacy)

Istotnie, mieszkało w pałacu królewskim kilkaset kobiet zmarłego faraona z odpowiednią ilością dzieci i służby. (Prus, Faraon)

W miasteczku na znaczniejszą ilość gości rachować musiano niż w wiosce. (Orzeszkowa, Dziurdziowie)

Nie gniewała się za zbyt śmiałe żarty, a umiała zręcznie pomnażać ilość wypitych butelek. (Zapolska, Kaśka Kariatyda)

Kilkadziesiąt stolików białych, o blatach z drzewa pokostowanego, i przy nich trzy razy większa ilość krzeseł… (Reymont, Komediantka)

Notował ilość sztuk inwentarza u każdego z rolników… (Żeromski, Wiatr od morza)

I tak dochodzimy do XX wieku. W tzw. słowniku warszawskim, wydanym na jego początku (tom II 1902), definicja ilości brzmi: ‘wielkość, liczba, wielość, oszacowanie czegoś przez porównanie z przyjętą jednostką’ — znów zawiera w sobie liczbę. Autorzy tego słownika używali też ilości z policzalnymi w definicjach, np. gęstość zaludnienia to ‘ilość ludzi na jednostce kwadratowej powierzchni ziemi’.

Jeśli chodzi o wydawnictwa i czasopisma poprawnościowe, można odnieść wrażenie, że sprawa ilości i liczby nie była tak ważna jak teraz. Językoznawca Adam Kryński w książce Jak nie należy mówić i pisać po polsku. Część II (1931) ilość ławników każe zastąpić liczbą ławników, a ilość zastępców prezydentaliczbą zastępców prezydenta, ale sam w Gramatyce języka polskiego (wyd. 5, 1910) pisze o ilości zgłosek wyrazu, a o liczebnikach głównych, że wyrażają „ilość czyli liczbę przedmiotów”. Jak podaje Leszczyński, na łamach „Poradnika Językowego” Z. Stankiewicz wytykał używanie ilości zamiast liczby autorom książek (robił to też Doroszewski — patrz niżej — ale już po wojnie). Brak jednak było przy tym jakichś dłuższych wyjaśnień czy analiz, p0 prostu: jest tak, powinno być tak. Jeśli chodzi o inne źródła:

  • W opracowanym przez Stanisława Urbańczyka wyborze porad językowych z „Języka Polskiego” pt. Polszczyzna piękna i poprawna (wyd. II, 1966), obejmującym okres właściwie od założenia pisma (1913) do roku 1964, na ponad 600 stronach sprawa ta w ogóle się nie pojawia, za to sama ilość z policzalnymi — niejednokrotnie.
  • Stanisław Szober w Słowniku ortoepicznym (1938), przemianowanym po wojnie na Słownik poprawnej polszczyzny, pod hasłem liczba pisze: „=ilość”.
  • W Słowniku polskich błędów językowych Stanisława Słońskiego (wydanym w 1947, ale przygotowanym raczej przed wojną) brak hasła ilość, a pod hasłem liczba nie ma nic o ilości.

Czego jednak można się było o ilości i liczbie dowiedzieć, kiedy już ten problem poruszano? Znacząca jest odpowiedź Kazimierza Nitscha zamieszczona w „Poradniku Językowym” w 1907 r.:

Inny zarzut dra St. M.: »znaczniejsza ilość…. pracowników« (recte: »zn. liczba pracowników«); »drobna ilość faktów« (tu ilość właściwie użyta«); »znaczniejsza ilość…. erudycyi« (tu ilość dobrze użyta«). Przeczytałem z mego artykułu całe wskazane zdania dwu ludziom z wyższem wykształceniem, zajmującym się nauką, oczytanym w wyborowych autorach polskich i żaden z nich nie zauważył tu nic niewłaściwego. Gdy im zwróciłem uwagę, o co tu idzie, zaczęli się oczywiście domyślać i jeden z nich oświadczył, że dr. St. M. używa widocznie »liczby« o ludziach, a »ilości« o rzeczach, drugi, że »liczbę« odnosi on do wyrazów konkretnych, »ilość« do abstrakcyjnych. Ja sam po przyjrzeniu się napisanym przez siebie zdaniom godzę się na »liczbę« przy »pracownikach«, na »ilość« przy »erudycyi«, bo w pierwszym razie są to jednostki dające się policzyć, w drugiem nie; dopatrując jednak pod cudzym naporem własnych błędów, i przy »faktach« dałbym »liczbę«, bo i tu mamy do czynienia ze zbiorem jednostek. Z tego wszystkiego wniosek, że subtelne rozróżnianie tych dwu wyrazów wcale a wcale nie jest powszechne, że mamy do czynienia ze sztuczną dyfferencyacyą niemal taką, jak u niektórych ludzi między »doktór« (lekarz) a »doktor« (stopień naukowy) lub między »tłumaczyć« (objaśniać) a »tłomaczyć« (przekładać; może na odwrót, nigdy tego nie mogłem zapamiętać), lub jak niektóre z omawianych przez p. Steina w dzisiejszych zapytaniach i odpowiedziach.

Nie dość, że językoznawca, znany badacz języka polskiego, używa ilości z policzalnymi, to jeszcze dwie inne osoby, wykształcone i oczytane, nie mają pojęcia, o co chodzi, i wymyślają dziwne teorie. Jak widać, autor wyciąga z tego wniosek, że to rozróżnienie ilości i liczby jest sztuczne, i podaje inne przykłady takich rozróżnień, które dzisiaj chyba nikomu by nie przyszły na myśl.

W 1933 r. na pytanie „Czy pojęcia ilość i liczba mogą się wzajem wymieniać?” Jan Rzewnicki („znany w Warszawie szermierz poprawności językowej”, jak go kiedyś nazwał Doroszewski) odpowiada w „Poradniku Językowym” następująco (cytuję za Leszczyńskim):

Ustalili niby prawowierni puryści, że liczba jest wynikiem liczenia, ilośćmierzenia, że możemy tedy mówić o ilości mąki w skrzyni, ale tylko o liczbie gruszek w worku. Co do liczby w zastosowaniu do liczenia nie ma wątpliwości: liczba wody byłaby nonsensem; ale co do ilości, to ograniczenie jest, zdaniem moim, zgoła chybione. Jeżeli pytamy ilu żołnierzy jest w pułku? jeżeli mówimy o ilościowym stosunku dwu grup, o nieprzeliczonych ilościach nacierającego wroga, to czemuż mielibyśmy się obawiać np. ilości mieszkańców w mieście? A więc, liczba mieszkańców albo ilość mieszkańców, chociaż tylko ilość energii.

Widać z tego, że jeszcze przed II wojną św. ilość uznawano za pojęcie szersze, obejmujące liczbę, która oczywiście nigdzie nie zniknęła, również w tym znaczeniu, ale używanie ilości do rzeczy policzalnych (prawie) nikomu nie przeszkadzało.

Obecny przepis i kilka uwag o znaczeniu

Po wojnie sytuacja w Polsce również pod względem językowym bardzo się zmieniła i nastały nowe porządki. Do głosu doszła, powiedzmy, frakcja opowiadająca się za ścisłym rozróżnieniem ilości i liczby — owi „prawowierni puryści” Rzewnickiego. Prof. Leszczyński nazywa to rozróżnienie postulatem (lub zakazem) Konecznej—Doroszewskiego od nazwisk dwojga jego ważnych zwolenników (choć było ich bez wątpienia więcej). Dr Halina Koneczna w artykule Czysło, poczet, liczba, ilość (Poradnik Językowy 1950, z. 1, s. 10—16), posługując się nieco dziwnymi argumentami — na przykład nie dopatrzyła się ilości w słownikach Lindego i wileńskim, choć ona tam ewidentnie jest (definicje przytoczyłem wyżej), krytykowała panoszącą się jakoby od niedawna ilość i wzywała do obrony skazanej na wyginięcie liczby. Czyli trochę jak dzisiaj: na wątpliwych podstawach i o wiele za późno, choć przecież ponad sześćdziesiąt lat temu.

ilość-linde
Hasło ilość w Słowniku języka polskiego Lindego (a nad nią jeszcze ilorakość zdefiniowana jako ilość (!) gatunków)

Głównym orędownikiem idei rozdziału był jednak profesor Witold Doroszewski, który propagował ją przy każdej możliwej okazji. A że Doroszewski wielkim autorytetem był, jego poglądy zyskały dużą nośność. W zbiorze porad O kulturę słowa. Tom II (1968) pisał m.in. tak:

Termin ilość można zdefiniować jako cechę tego, co może być mierzone lub liczone, czego może być więcej lub mniej. Jest to pojęcie ogólne, które bywa przeciwstawiane od starożytnych czasów pojęciu jakości. W ogólnej kategorii pojęciowej ilości mieści się pojęcie liczby, które można sprecyzować i zdefiniować w ten sposób, że liczba oznacza sumę jakichś odrębnych jednostek; gdy mamy na myśli wielkość składającą się z jednostek, czyli wynik liczenia — bo licząc operujemy jednostkami — wówczas używamy wyrazu liczba. Jednostkami, o które chodzi w pytaniu korespondenta, są papierosy, należy więc powiedzieć: liczba papierosów, nie ich ilość. Gdy natomiast chodzi o taką substancję, jak na przykład woda, którą możemy rozlewać do naczyń, a więc dzielić, ale dzieląc ją, nie dzielimy jej na jednostki, z których by się ona miała składać, tak jak dziesiątek papierosów z dziesięciu pojedynczych sztuk, wówczas mówimy o ilości wody: ilość wody w karafce jest większa niż ilość wody w szklance. To samo dotyczy takich substancji, jak cukier albo piasek: wprawdzie składają się one z drobnych ziarenek, ale gdy stwierdzimy, że w torbie jest więcej cukru niż w cukiernicy, to nie opieramy tego sądu na liczeniu odrębnych ziarenek cukru, ale mamy na myśli masę i wagę cukru, nawet gdyby szło o cukier w kostkach, które łatwiej liczyć niż malutkie ziarenka. W tym wypadku nie liczymy, ale mierzymy, i mówimy nie o różnicach liczby, ale o różnicach ilości. O ile liczba jest wynikiem liczenia, o tyle ilość jest pojęciem wiążącym się z miarą, mierzeniem. Wydaje mi się to proste; w ten sposób pojmuje to zagadnienie jeden z najwybitniejszych naszych przyrodników, profesor Wojciech Świętosławski, który się wielokrotnie wypowiadał o konieczności dokładnego zdawania sobie sprawy z tego, czym jest liczba i czym ilość.

Z tego przydługiego cytatu widać, że pogląd prof. Doroszewskiego jest wykoncypowany, wynika z pewnego rozumowania, ale nie bierze pod uwagę tego, jak te wyrazy są używane w polszczyźnie. Doroszewski pisze, że o ilości mówimy w wypadku substancji, których nie dzielimy na jednostki — ale na jakiej podstawie? Na pewno nie na podstawie użycia w języku, choć oczywiście mógłby dobrać cytaty tak, żeby potwierdzały jego tezę, ale widocznie nawet to uznał za niepotrzebne. Choć w pierwszym zdaniu tego cytatu Doroszewski pisze, że ilość obejmuje to, co może być mierzone lub liczone, pod koniec temu przeczy, a jako wisienkę na torcie dostajemy jeszcze argument z autorytetu. Co ciekawe, przed wojną i Konecznej, i Doroszewskiemu zdarzało się używać ilości z policzalnymi. Doroszewski jeszcze w 1948 r., być może po raz ostatni, napisał „otrzymałem pewną ilość przykładów” (Rozmowy o języku). Widocznie wtedy jeszcze nie wydawało się to takie proste. Z podziałem niekoniecznie też zgadzali się inni językoznawcy i poloniści, nawet jeśli nie wyrażali tego wprost (to tylko garstka przykładów):

Ilość ogniw pozatrzonowych waha się w podmiotach od 0 do 6, w dopełnieniach — od 0 do 12, w okolicznikach — od 0 do 4, w orzecznikach — od 1 do 3. (Zenon Klemensiewicz, Składnia, stylistyka, pedagogika językowa, 1983)

…o ilości lat, które przeżył… (Stefan Reczek, Nasz język powszedni, 1957)

W głosowaniu nad tą sprawą oba wnioski… otrzymały jednakową ilość głosów. (Stanisław Jodłowski, Losy polskiej ortografii, 1979)

Na drugim miejscu pod względem ilości użyć stoi końcówka -ami… (Zofia Kurzowa, Język polski Wileńszczyzny i kresów północno-wschodnich XVI-XX w., 1993)

Ilość haseł, które obejmie Słownik staropolski, wyniesie około 15 tysięcy. (Stanisław Urbańczyk, Prace z dziejów języka polskiego, 1979)

Cóż z tego, skoro słowniki (takie jak wspomniany wcześniej Słownik poprawnej polszczyzny) po wojnie pisał profesor Doroszewski i jego wersja stała się obowiązująca.

Warto tu osobno powiedzieć parę słów o znaczeniu, bo można argumentować, że liczba w połączeniu z policzalnymi to precyzyjniejsze określenie i ma dłuższą tradycję, ale wyraźny rozdział znaczeń jest zupełnie bez sensu, bo ilość najwyraźniej od początku znaczyła, mówiąc prostymi słowami, ‘ile czegoś jest’.W przytoczonym wcześniej haśle ze Słownika poprawnej polszczyzny Doroszewskiego znajduje się przykład: „Ważna jest jakość nie ilość”. W jaki sposób wydzielić z tego policzalne? Czy mówi się: „Ważna jest jakość, nie liczba”? A może ktoś słyszał np. o przejściu liczby w jakość? Doroszewski wspomina o niepoliczalnych cukrze i piasku. A co z kartoflami czy jabłkami? Gdzie przebiega granica policzalności? Oczywiście, gdyby zostać przy ogólniejszym znaczeniu ilości, nie można by wtedy było tak stanowczo tej ilośći tępić; wprawdzie liczba może i lepsza, ale ilość nie taka całkiem zła.

Ogólnie rzecz biorąc, obecne rzekome rozpowszechnienie ilości jest raczej kontynuacją dotychczasowego stanu, a słownikowa pobłażliwość dla niej — krokiem w stronę odzwierciedlenia faktycznych stosunków w języku. Nowy, internetowy (ale poważny) Wielki Słownik Języka Polskiego definiuje ilość w następujący sposób:

miara czegoś, co może być liczone, ważone lub mierzone

Już bez żadnych wzmianek o potoczności itp., chociaż w haśle jest zawarta „informacja normatywna”:

W słownikach normatywnych wydanych przed 1999 uznawane za błędne w odniesieniu do rzeczowników policzalnych.

Można by wtrącić „a po 1948”, bo wtedy ukazało się drugie, nie zmienione wydanie Słownika ortoepicznego Szobera (patrz wyżej). To uznawanie ilości za błędną było zaledwie półwiecznym odchyleniem, a nie odwiecznym porządkiem, który dopiero niedawno został naruszony.

W odwrotną stronę

Jak widać, użycie ilości rzekomo zamiast liczby wynika z tego, że ilość jest pojęciem ogólniejszym, dlatego też sytuacje odwrotne nie powinny występować. A jednak, być może wskutek powszechnej nagonki na ilość, czasem się to zdarza, choć rzadko, jak na przykład w tej wypowiedzi przytoczonej w Gazecie Wyborczej:

W sanepidzie pracuję od pięciu lat, po raz pierwszy widziałam tak straszne warunki, po raz pierwszy tak dużą liczbę przeterminowanego towaru – mówi „Wyborczej” jedna z inspektorek.

Przytrafiło się to redaktorowi serwisu Spidersweb.pl (tekst został później poprawiony):

hejt
Hejt jest chyba niepoliczalny? Źródło: Spidersweb.pl

Dziwnie brzmi też następujące zdanie z portalu natemat.pl:

Po co taki CUBE.ITG klientom, skoro rosnącą liczbę oprogramowania mogę po prostu uruchomić za darmo w chmurze lub przy minimalnym miesięcznym koszcie.

Gdyby naturalne użycie ilości bez względu na policzalność nie było potępiane, podejrzewam, że użytkownicy języka nie przedobrzaliby w drugą stronę. No, ewentualnie można potraktować powyższe przykłady jako rzeczowniki zbiorowe, jak wojsko czy bydło, ale nie wiem, czy to trafna analiza. Chyba coś poszło nie tak porządkowaczom języka.

Podsumowanie

Krótko mówiąc:

  • Mówienie o wymiennym używaniu ilości i liczby to nadużycie; chodzi o używanie słowa ilość w sensie ‘to, co jest liczone’ — jest to jedno ze znaczeń słowa liczba.
  • Ilość jest używana w polszczyźnie od ponad 200 lat i właściwie od początku bywała używana z rzeczownikami policzalnymi. Przed II wojną św. ilość z policzalnymi była powszechna w języku, a podział na liczbę policzalnych i ilość niepoliczalnych nie był uznawany (z nielicznymi wyjątkami).
  • Walka z ilością zaczęła się na dobre po wojnie, a duży udział miał w niej profesor Witold Doroszewski. W wydawnictwach poprawnościowych zaczęto zwalczać ilość, ale wciąż występowała, również w tekstach językoznawców.
  • Ilość zawsze oznaczała ‘ile czegoś jest’, choć przez kilkadziesiąt lat ograniczano definicję do ‘tego, co jest mierzone lub ważone’. Obecnie wraca się do definicji obejmujących ‘to, co jest liczone’, co nie odzwierciedla zmiany w języku, ale raczej zmianę nastawienia autorów słowników do języka.
  • Z powodu tępienia ilości od czasu do czasu pojawiają się użycia liczby z niepoliczalnymi, co mogłoby wydawać się nie do pomyślenia.

Co z tego wszystkiego wynika? Myślę, że obrońcy liczby nie muszą za bardzo rozpaczać, choć pewnie mi nie uwierzą. Rozumiem, że każde niewłaściwe według nich użycie ilości to oznaka końca, ale myślę, że liczba ma się lepiej niż kilkadziesiąt lat temu. Trzeba pamiętać, że przecież wtedy teksty tworzyli i redagowali w większości ludzie, którzy uczyli się języka, kiedy omawiany tu podział nie istniał! Wracająca do słowników kuchennymi drzwiami ilość z policzalnymi jeszcze przez jakiś czas będzie nosić piętno potoczności, a w dobrym tonie będzie używanie liczby — dawniej ilość występowała w starannie zredagowanych, zupełnie niepotocznych tekstach. Argumenty za używaniem liczby da się znaleźć, ale warto mieć świadomość faktów, które starałem się powyżej przedstawić, o ile ktokolwiek da radę ten wpis w całości przeczytać.

Twitter: @KultJezyka

14 komentarzy do “Ilość i liczba

  1. Świetna analiza. Pokazuje, jak uprzedzenia i często nieuzasadnione przekonania językoznawców narzucane są użytkownikom języka, wbrew odwiecznej czasem praktyce.

    Polubienie

  2. Bardzo dziękuję za tak obszerne wyjaśnienie. Pytanie co jest poprawne – ilość godzin czy liczba godzin, dodam, że z kontekstu chodzi o godziny pracy czyli chyba są policzalne? 😦

    Polubienie

  3. fajny tekst, zabrakło mi jednego punktu w podsumowaniu: użycie opisu “ilość [czegokolwiek policzalnego]” z wartością liczbową, np “ilość stron: 335”, jest niepoprawne… czy jednak nie?

    Polubienie

Dodaj komentarz